28 września 2014

Pustynia Kataru - nasz dom













Już prawie półtora roku mieszkamy w Katarze gdzie pustynne krajobrazy są naszą codziennością. Na swój sposób lubię ten klimat i obrazy które z pewnością na stałe zostaną w naszej pamięci. Obecnie temperatura w ciągu dnia spadła poniżej 40 stopni zaś w nocy "chłodzi" nas mniej niż 30 kresek. Czekamy na zimę :)

21 września 2014

Niedzielne śniadanie / rytuały?




Niedzielne śniadanie

Rytuał? Celebrowanie jakiejś czynności, wzbudzającej w nas emocje, mającej symboliczne znaczenie.


Bardzo lubię małe rytuały, takie jak codzienna poranna kawa. Nie jest to pośpieszny łyk kawy rozpuszczalnej, lecz afirmowanie rozpoczynającego się dnia. Mój mąż budzi się pierwszy i zaczyna bawić się z dziećmi tak bym ja miała jeszcze chwilę snu. Kiedy zaczynam czuć zapach kawy w łóżku to wiem, że zaraz wejdą. Cała trojka wpada na łóżko, krzyczą: kawa gotowa! Nie jest to romantyczne konsumowanie w łóżku, ponieważ wiele razy już zalana była pościel. Nie jest to też kawa na pobudzenie ( kawa w ogóle nie działa na mnie pobudzająco). Zwyczajnie wszyscy schodzimy na dół, Wojtek przynosi aromatyczną kawę ze spienionym mleczkiem i obowiązkowo w towarzystwie małych słodkości. Dzieci wiedza że to chwila dla nas. O nic nie proszą, nie przeszkadzają, zwykle zaczynają same się bawić, a my czasem w milczeniu ale zawsze z uśmiechem na ustach zaczynamy nowy dzień.

Rytuały


Kiedyś znajomy opowiadał, że w jego rodzinnym domu rytuałem było wspólne niedzielne śniadanie i zawsze była to jajecznica na boczku. Gdy to mówił po błysku w jego oczach można było  odczuć jak niezwykły był to smak, połączony z emocjami i gwarancja powtarzalności. 

Inni znajomi w każdy piątek po przedszkolu oddawali swoje dziecko do babci na noc, tak by ten wieczór po całym tygodniu pracy mieć tylko dla siebie. Z jednej strony kiedy oboje ludzi przez cały tydzień pracuje, to niewiele maja czasu dla siebie, z drugiej zaś równie nie wiele na spędzanie go razem z dzieckiem, jednak jeśli taki dzień ma podtrzymać więzi małżeńskie to pewnie też jest jakimś sprzyjającym rytuałem.

Od urodzenia nasze dzieci kąpiemy i kładziemy spać o tej samej godzinie, codziennie powtarzamy ten sam schemat. Kolacja, kąpiel,dobranocka i książka do snu. To podobno daje poczucie bezpieczeństwa dziecku, nie wiem..., ale jestem pewna, że ułatwia nam życie. Nie jest to nic nadzwyczajnego i nie było by rytuałem gdyby nie fakt, iż co wieczór  po przeczytaniu bajki, odliczamy do 3 i ścigamy się do włącznika jaki jest ma końcu łóżka by zgasić nad nami gwiazdkowe lampki. Następnie przytulamy się mówiąc sobie jak bardzo się kochamy, przez co każdego dnia powstają coraz dziwniejsze porównania. "Tak bardzo jak połączone domy w drodze z Polski do Kataru" "Tak Cię kocham ile jest aut na świecie "Tak bardzo Cię kocham jak słońce spala naleśniki" ... Nasze wieczory stały się rytuałem ponieważ maja znaczenie symboliczne i ładunek emocjonalny.

Pisałam już kiedyś o naszych rytuałach. Rytuały wzmacniają więzi, często dają poczucie stabilizacji, bezpieczeństwa. W dzisiejszym świecie, gdy wszyscy jesteśmy zabiegani, stale sie czymś martwimy i zmagamy się z nowymi wyzwaniami, rytuał może pozwolić zwolnić, wyciszyć się i celebrować życie.




Niedzielne kanapki na chrupiącej bagietce


- Wędzony łosoś na śmietanowym serku ze świeżo mielonym pieprzem i cytryną
- Ser pleśniowy i figi skropione miodem
- Ser pleśniowy z mango (najlepsze mango które przywiózł nam znajomy z Egiptu ;) )
- Krewetki przysmażone na maśle z czosnkiem i pietruszką na kremowym serku

18 września 2014

Dzień z życia w Katarze



Podjeżdżamy pod dom, nikogo nie ma na ulicy, szybko otwieram drzwi, dzieci pod pachy i chowam się do domu. Wojtek odjeżdża do pracy. Uff... sami :) Idę robić kawę, dzieci rozpakowują zakupy z Ikei. Jak cudownie, pusto było dziś na osiedlu, może choć jeden wieczór udam mi się spędzić w domu bez gromadki dzieci. Naprawdę dwójka mi wystarczy. 

Kawa gotowa i słyszę pukanie do drzwi. Nie, nie, nie,.... !!! W mojej głowie jest płacz rozpaczy za jednym spokojnym łykiem kawy. Jak to możliwe? Przecież nie widziały samochodu, mam zasłonięte okna, powinny myśleć że nas nie ma. 

Mam dwójkę dzieci, wielki dom do ogarnięcia i kawę którą właśnie sobie wymarzyłam. A one ? Trzy dziewczynki, grzeczne ale cały czas coś chcą, pić, jeść, mogę, dlaczego, co to znaczy? Przecież mają nianie, szofera, kucharkę a ja jestem sama! Dlaczego po szkole całe dnie spędzają w moim domu?! Jestem zmęczona, powiem im to.

- Niespodzianka!!!! (konfetti wsypuje mi się do domu)
- Cześć dziewczynki, co to za okazja?
- Gdzie byliście, tyle razy pukałyśmy
- W parku i na zakupach (tłumacze się 9 latce)
- Możecie wyjść na basen?
- Nie, dziewczynki, Natan jest zmęczony, będę ich wcześniej kładła spać
- prosimy, na chwile, przygotowaliśmy coś 
- Natan chcesz iść na basen? Tak! Tak! No dobrze, to na chwile wyjdziemy

Kiedy moje dzieci zaczną same wychodzić na osiedle...? Ta myśl powoduje niewielki uśmiech na mojej twarzy, bo jest nadzieja że kiedyś to nastąpi.

- Wow!
- Dziś jest jakieś święto?
- Nic, to tylko niespodzianka dla Laili i Natana.
- Z jakiej okazji?
- Mama nam kupiła balony

Cały basen przeznaczony dla dzieci jest wypełniony kolorowymi balonami z woda, na stoliku stoją przekąski i napoje, a dzieci strzelają serpentynami. Laila piszczy z radości a Natan nie zdążył się przebrać w kąpielówki i już jest cały mokry.

Jaka ja jestem okropna. Tak źle myślałam o nich, chciałam by nie przychodziły, a one są takie kochane i bezinteresowne. Dzięki nim moje dzieci czują się tu jak w domu, nasz samochód od wjazdu oblepia się ich uśmiechami, codziennie obsypują mnie komplementami, a Natan ma kompanów do zabawy. Powinnam być im wdzięczna, już nigdy tak nie pomyśle. 

Na dobicie mnie i odczucie fizycznego bólu związanego z wyrzutami sumienia, następnego dnia rano jeszcze w piżamach (choć bywa, że chodzą tak ubrane cały dzień) przynoszą nam tace z tradycyjnymi plackami i kremowymi serkami, a dla dzieci wręczają po jednej ekskluzywnej, ręcznie robionej czekoladce. Odbiera mi mowę i kuje w sercu, żałuje moich myśli choć nikt ich nie słyszał.

Dziś kiedy mieszkamy na innym osiedlu odczuwam jak bardzo mi ich brakuje. Ich opowieści o Katarskich tradycjach, pytań odnośnie naszego kraju, tych szczerych uśmiechów... 





14 września 2014

Urodzinowe dekoracje




Urodziny dzieci to szczególny czas, zawsze długo myślę o tym co zrobić by ten dzień był wyjątkowy i zapisał się w ich pamięci.

Już od miesięcy myślę o dekoracjach, prezentach i tortach. Z Paryża przywiozłam papierowe słomki, kubeczki i inne pastelowe dodatki, będąc w Polsce znalazłam ciekawą bibułę, zimne ognie i gadżety dla dzieci, jednak gdy wróciliśmy do Kataru to rzecz jasna dalej rozglądałam się za dekoracjami szukając oryginalnego pomysłu. 

W naszym ulubionym sklepie papierniczym kupiłam trzy kolory dużych taśm izolacyjnych. Dzielę się z Wami tym pomysłem ponieważ jest bardzo tani i prosty, dzięki czemu każdy sam może go wykonać.  





Dekoracja 


Cała dekoracja jest wykonana taśmami izolacyjnymi ( 25 m jednej taśmy to koszt 13 QR czyli około 11 zł) z których ułożyłam napisy oraz ściankę do zdjęć. Najdłuższy napis - Urodziny - bierze w ramę stół dziecięcych przekąsek, by nieco go zmiękczyć dodałam białe kropki ( używając gąbkowego pędzla i farby akrylowej). Kolory są mocne i nieco pop-art co zdecydowanie bardziej pasuje do żywiołowości moich dzieci niżeli słodkie pastele.








Ścianka do zdjęć


 Proste pasy w jednym kolorze przyklejone na ogrodzeniu naszego ogródka to ścianka do sesji zdjęciowej. Choć miałam trylion pomysłów na zorganizowanie tego miejsca to jednak uznałam, że prostota będzie najlepszym wyjściem. Dzięki temu dzieci nie giną w przeładowanym tle, zwracają na siebie uwagę i jeszcze lepiej dostrzegalne są rekwizyty. 

Zdjęcia robiliśmy aparatem polaroid dzięki czemu każdy gość dostał swoją fotografie zaraz po jej zrobieniu. Zwykle po urodzinach przekazywałam rodzicom płytę ze zdjęciami, jednak to pamiątka którą możemy wręczyć kilka dni po urodzinach, kiedy emocje już opadły. Zdjęcie polaroid ma tą przewagę że jest namacalnym uwiecznienie danej chwili co zdecydowanie ucieszyło dzieci.


Dodatki


Rekwizyty jakie użyliśmy do zdjęć to głównie, maski, okulary, peruki. Dodatkowo zrobiłam transparent "Bang" by utrzymać styl pop-art. 



Bang


Do wykonania transparentu użyłam kartonu by był sztywny, po czym okleiłam go czerwoną bibułą w czarne kropki i przykleiłam wielkie LITERY. Możesz ułożyć inny napis, ponieważ znajdziesz tu cały alfabet. Na koniec potrzebujesz jeszcze listewki za którą będzie można go trzymać. Listwę by była stabilna najlepiej przykleić gorącym klejem lub mocną taśmą.




Korona


Zrobiłam również dwie proste korony. Do ich wykonania potrzebujesz opaski (starej opaski której dziecko już nie nosi) do niej należy przykleić gorącym klejem 3 warstwy wcześniej wyciętych szablonów korony. Najlepiej użyć do tego 3 różnych materiałów i pamiętaj by były sztywne. Ja użyłam: 

  • kartonu, 
  • odblaskowego arkusza sztywnego papieru, 
  • papieru piankowego.




Prezenty


Bardzo podoba mi się zwyczaj obdarowywania gości małymi upominkami. Jednak trzeba pamiętać by przekazać je we właściwy sposób, spójny z zamysłem imprezy. Wydrukowałam i skleiłam duże, papierowe ananasy w których schowałam podarunki co sprawiło, iż stały się one również dekoracją. Ananasy to darmowa grafika jak i kilka innych owoców, które możesz użyć do zabawy np. w sklep.



Bang ! Bang ! 



8 września 2014

Najładniejsza wyspa Tajlandii




Podróżujemy po to by poznawać innych ludzi, inne kultury i spojrzeć szerzej na świat, ale jednocześnie chcemy by nasze życie było pełniejsze. Zrozumiałam, że najlepiej czuję się tam gdzie jest "prawdziwe" życie, tradycyjne jedzenie, a ludzie traktują nas "zwyczajnie".

Potrzebujemy się zresetować, macierzyństwo wpędziło mnie w pewien obłęd w dążeniu do ideału. Potrafiłam jednego dnia przygotować 5 różnych obiadów, by popakować je w małe porcje które mroziłam na kolejne dni. Ekologiczny królik z marchewką, ekologiczny kurczak z puree ziemniaczanym z porą, ekologiczne... Wszystko co "załatwiała" mi mama od znajomych hodowców i rolników było przeznaczone dla naszego synka. Króla i władcy któremu tworzyliśmy życie w mydlanej bańce.

Na ponad 8 tygodniowe wakacje wyjechaliśmy dwa miesiące po jego pierwszych urodzinach. W samolocie obejrzał swoja pierwsza w życiu bajkę, po raz pierwszy jadł „dorosłe” potrawy i w końcu zrozumieliśmy, że jesteśmy tacy sami. Tak, nasz syn jest człowiekiem! Do tego potrzebowaliśmy wakacji.

Ko Lanta


Dlaczego zakochałam się w tej wyspie? Nie jestem jedyna, Ko Lanta jest wymieniana jako jedna z 10 najpiękniejszych wysp Tajlandii. Zważywszy na to że jest tu ponad 500 wysp to duże wyróżnienie, pięć innych wysp z listy jest w jej najbliższym sąsiedztwie, a mimo wszytko nie są one zadeptane masową turystyką. Właściwie wcześniej nawet o niej nie słyszeliśmy, a znaleźliśmy się tu dzięki rekomendacji pewnej szwedzkiej rodziny którą poznaliśmy w samolocie z Delhi do Bangkoku.

Zaczęłam tu oddychać, rozumieć nasze dziecko, traktować je na równi z nami. Nie przejmowałam się tym co powiedzą inni. Natan zaczął jeść to co my, lepiej spać i stale był uśmiechnięty. Nie namawiałam go do snu, nie prosiłam, zasypiał wszędzie bez marudzenia i płaczu. Na motorze, na plaży, w wózku czy w hamaku.

Ko Lanta, to wyspa która jest na wskroś prawdziwa, niekomercyjna. Jedzenie kupujemy na targu jaki jest otwierany tylko na trzy godziny w ciągu dnia. Sprzedają tu gospodynie domowe, nie restauratorzy. Rezygnujemy z domków które rezerwowaliśmy przez internet, ponieważ nie chcemy korzystać ze śniadania „kontynentalnego” w formie bufetu. Od początku dnia mamy zamiar czuć jak żyje ta wyspa, dlatego jemy razem z tubylcami codziennie w innej chatce, to chińską zupę, to naleśniki, krewetki i ośmiornice, czy też makarony. Mamy babcie która codziennie na nas czeka z naleśnikami bo Natan, aż piszczy by je zjeść, co niezwykle ją cieszy, bo zachowuje się tak samo jak jej wnuczek. W domu obok zostawiamy nasze pranie, wieczorem będzie czyste i wyprasowane. To prawdziwy luksus na tak długich wakacjach, nie siedzę wieczorami by szorować skarpetki tylko popijamy drinki na leżakach przed domkiem gdy synek słodko śpi.

Hotel na Ko Lanta


Po 2 dniach na wyspie postanowiliśmy szukać innego zakwaterowania, już wiemy że nie szukamy śniadania w cenie, z domku ma być wyjście na plaże i ciepła woda pod prysznicem. Trzy proste wymagania i rzecz jasna ma być tanio. Siedzimy w porcie i rozmawiamy o tym, gdy zaczepia nas pewien tubylec oferując swoją pomoc w kwestii zwiedzania wyspy. Mamy jednak naszego tuk tuka i sami jeździmy po wyspie, ale dzielimy się z nim naszym postanowieniem. Po chwili już jedziemy za jego skuterem i metodycznie zajeżdżamy do każdego hotelu jaki jest przy drodze. W ten sposób odwiedzamy miejsca które nie reklamują się w Internecie lub też mają wolne domki w atrakcyjnych cenach.



Pod koniec dnia biały domek z niebieskim dachem, zamieniliśmy na turkusową chatkę z nieziemskim widokiem. Pomiędzy domkami rosną drzewa z nieznajomymi, ale jadalnymi czerwonymi owocami, do dyspozycji mamy niewielki basen i wyjście na plaże,… pustą, wielką plaże! Kompleks jest prowadzony przez tajską rodzinę. Nikt nie mówi po angielsku, wiec gdy ustaliliśmy cenę 30 zł za dobę to nie do końca byłam pewna czy to prawda. Właściwie dopiero w dniu wyjazdu w to uwierzyłam gdy starsza pani nie chciała przyjąć nawet napiwku którym chcieliśmy się odwdzięczyć za codzienne sprzątanie i rodzinną atmosferę. 












Tuk tukiem po wyspie


Całą wyspę zwiedzamy jeżdżąc wypożyczonym tuk tukiem (20 zł za dobę) .To cudowny wynalazek, niby zwykły motor ale zadaszony ,a ponadto jest wystarczająco dużo miejsca byśmy jeździli z rozłożonym wózkiem gdzie zasypia Natan, a ja leżę obok na długiej ławce. Mogę tak bez końca, jeździć patrząc na bujną zieleń, wijąc się serpentynami w górę. Na drogach jest bardzo mało aut, większość pojazdów do skutery, czuje się bezpiecznie i beztrosko. Benzyna jest dostępna prawie we wszystkich sklepach przy drodze. Nie raz zatrzymujemy się przy starej chacie zbitej z kilku desek, skąd wybiega dziecko z pełną butelką paliwa. Bez słów, jak byśmy nie mogli o nic innego zapytać, wlewa zawartość do baku. Po drodze widzimy stertę kokosów z którymi pewien mężczyzna próbuje się uporać. Stajemy by kupić jeden z nich, niestety mężczyzna nie mówi po angielsku, ale ludzkie gesty powodują, że biegnie do rozwalającej się chaty i przynosi nam otwartego przed chwila kokosa, wkłada rurkę, przytula Natana i nie przyjmuje ani grosza, tylko ciepło się uśmiech.

Wolniej i pełniej 


Rzeczywiście zaczynam odczuwać ze wolniej oddycham, niczym się nie przejmuje, mamy czas i wreszcie mamy prawo go marnować. Jemy z tubylcami w przydrożnych chatach, leżymy na plaży, próbujemy nowych potraw. Nawet nie korzystamy z atrakcji jakie oferuje wyspa. Nie zwiedzamy jaskini, nie uczestniczymy w kursach kulinarnych, nie nurkujemy. Całe dnie rozmawiamy, relaksujemy się przy tajskim masażu i chłoniemy naturę która nas otacza. Wyszukujemy małe galerie sztuki i poznajemy tutejszych artystów. 

Klimat tego miejsca tworzą przede wszystkim ludzie, którzy wywodzą się z różnych grup etnicznych. Jedną z nich jest Chao Ley czyli cyganie morza, niezmiennie żyjący według starych zasad, podtrzymując swoją kulturę i praktykując tradycje. Egzystują oni w harmonii z muzułmanami i chińskimi mieszkańcami wyspy. Dzięki czemu nadal istnieją miejsca nienaruszone przez turystykę, wiele rodzin dalej utrzymuje się z plantacji kauczuku, połowu krewetek i rolnictwa.

Niezwykle urokliwe miejsce na wyspie to stare miasto zlokalizowane przy porcie, wraz z długim drewnianym molem, ale tu też jest cicho i spokojnie. Jest grudzień, w Tajlandii to najwyższy sezon turystyczny, a ja mam wrażenie jak byśmy byli tu sami. W ciągu siedmiu dni dwa razy padał deszcz, jednak chwilowa ulewa w temperaturze ponad 20 stopni w grudniu to prawdziwa przyjemność. Jedziemy wzdłuż knajpek, barów i małych sklepików raptem kończy się droga są już tylko wysokie palmy schylające się do wodą. 

Zachodzimy do ostatniej chatki którą własnoręcznie zbudował pewien Francuz. To kawiarnia, ziszczone marzenie właściciela i odskocznia od rzeczywistości, czuć że jest szczęśliwy bo strasznie tym zaraża. Jest właścicielem i jedynym pracownikiem. Wyciska dla nas soki, parzy kawę i jednocześnie rozmawia przez Skypa ze znajomymi. Zaczynam myśleć czy to możliwe... Czy możliwe jest rzucić wszystko i zamieszkać w takim miejscu. W domu na balach z drewnianym tarasem na wodzie. To niezwykłe! podziwiam takich ludzi za odwagę i zastanawiam się czy sama bym tak potrafiła.


Jak się tu dostać


Tanie linia Air Asia posiadają połączenia z Bangkoku do Krabi, gdzie dalej należy przesiąść się w darmowego busa do Ao Nang i złapać tam prom do Ko Lanty. Prom działa jednak tylko od listopada do kwietnia, czyli w najwyższym sezonie kiedy to jest najlepsza pogoda.

Jak się stąd wydostać ;)


Zakochałam się w tym miejscu i stale wracam pamięcią do tych beztroskich chwil, patrząc na obrazy które tam kupiliśmy, siedząc w hamaku który jest sercem naszego domu. Spędziliśmy tu tydzień i mam wrażenie że to zdecydowanie wystarczy. Zawdzięczam tym chwilom prawdziwe wyciszenie, kontakt z naturą, i spojrzenie na normalność życia innych ludzi. To prawdziwe wakacje, cudowne miejsce dla rodzin z dziećmi, dla ludzi którzy chcą zwolnić i obcować z nieskażona turystyką naturą. Jednak zaczyna być za spokojnie w mojej głowie, a z Ko Lanty bardzo łatwo i tanio można dostać się na inne wyspy.

Płyniemy na  :

- Phi phi
- Phuket

Dla tych co lubią przewodniki, ale i wiele cennych informacji, odnośnie cen i poruszania się znajdziecie na stronie wyspy Kho Lanta.

W czasie tych wakacji robiliśmy niewiele zdjęć, przez co niestety ale liczne chwile i piękne miejsca pozostają tylko w naszych głowach. Momenty w których podniosłam aparat możecie zobaczyć poniżej, dadzą one pewien obraz "naszej" wyspy.







Prom z Ao Nang do Ko Lanta




Naj naj naj  <3